Etykiety

28 lutego 2011

Walka z wiatrakami


       Po ostatnim pobycie na Ukrainie ciągle nurtuję mnie jedno pytanie: gdzie jest granica pomiędzy prawem stanowionym, jego stosowaniem oraz zakorzenieniem się owego prawa w świadomości obywateli Ukrainy? Ktoś z was być może zastanowi się nad absurdalnością powyższego twierdzenia ja, zatem spróbuję wyjaśnić to na konkretnym przykładzie...
       Wydarzyło się wszystko w sklepie. Jednego dnia zaszłam do owego sklepu zrobić zakupy ( tą czynność poprzedzało kilka bardzo śliskich stopni, o mały włos udało mi się nie „wywinąć orła”) podirytowana tym weszłam do sklepu. Na powitanie zamiast tradycyjnego „dzień dobry” spytałam, czy pani sprzedawczyni (właścicielka tego sklepu) zapłaci mi za leczenie w przypadku, gdy złami sobie rękę bądź nogę. Na twarzy właścicielki sklepu pojawiło się zdziwienie, lecz ona z opanowaniem powiedziała, z jakiej racji mają mi płacić, że  to ja powinnam uważać jak chodzę. W odpowiedź postanowiłam uświadomić sprzedawczynie, że zgodnie z prawem to właściciele lokalu ponoszą odpowiedzialność za wypadki na terenie sklepu, dodając, że nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności. Pani na koniec życzyła mi bym nie upadłam wychodząc ze sklepu. 

 Źródło (zdjęcie) http://www.marekbista.eu/tag/pierwsze-kroki-w-mlm
      
       
      Być może była to moja walka z wiatrakami, i słowem nić nie zmienisz... ale sukcesem jest fakt, że już następnego dnia te schody zostały posypane piaskiem i solą, i być może to uchroniło kogoś  od bolesnej stłuczki...  Pozostaje mi tylko  mieć nadzieję, że moje słowa nie poszły na marne... a ludzie zaczną wierzyć, że prawo istnieję po to by im służyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz