Zacznę od tego, że moim celem nie jest tutaj głoszenie haseł nacjonalistycznych. Nigdy nie byłam za tym by afiszować się ze swoją narodowością, ponieważ byłam zdania, że jeśli "idzie między wrony to się kracze jak i one". Tak było przez długich 7 łat. Moje dobre koleżanki potwierdzą te słowa. Tak było.... I nawet gdy integrowałam się ze "swoim" środowiskiem to zawsze sceptycznie patrzyłam na ich zachowanie.
Myśląc wtedy: "Jasne będąc zagranicą to sobie można chwalić Ukrainę i ją propagować, a pojechać tam i żyć to jest inna bajka". Za sprawą mojej dobrej koleżanki Natalii z czasem zmieniałam swoje mniemanie o takim zjawisku. Zrozumiałam jak ważne jest pielęgnowanie własnej tożsamości!!!
I to stał się przełomowy moment, który spowodował, że moje nastawienie całkowicie się zmieniło jednym słowem "wpadłam" jak śliwka w kompot i poczułam te klimaty jak nigdy dotąd.
Również za sprawą bardzo fajnej ekipy poznanej na na ukraińskim weselu. Nigdy nie zapomnę słów Sławka, który powiedział że chociaż mieszka w Polsce, jest trzecim pokoleniem, to jest 100 % Ukraińcem a w jego żyłach płynie ukraińska krew (Welykyj tobi uklin za ce). Dopiero wtedy do mnie dotarło że nie ważne gdzie się urodziło i gdzie się mieszka, a ważne to co się czuję w sercu i z jakim krajem czuję się powiązanie.
Mam nadzieję że będzie to dla mnie dobrą nauką na przyszłość jak mawiał wybitny ukraiński poeta Taras Shewczenko " (...) i czużogo nauczajtes i swogo ne curajtes" (nauczajcie się cudzego, nie odwracaj się od swego).